środa, 20 stycznia 2010

Tort weselny

- Fajną historię dzisiaj słyszałem...
- Momenty były?
- Maaaaaasz. A najlepiej jak jeden taki pseudoerudyta obraził się, że mu w klubie zapłacić kazali za wniesioną i pitą po kryjomu flaszkę. Obraził się, że hej! Aż klub na blogu obsmarował, że obskurna speluna, poroniona miejscówka i brzydcy ludzie. A sam wygląda jak skrzyżowanie księżniczki Fiony z Kermitem bez makijażu...
- Ha ha ha, ale kino!

Ogólnie wesoło jest. Zima za oknem śniegiem straszy pogodynki, a one dalej ten strach do tereferewidzów, widno żeby w nich nie został. A to że mrozy siarczyste do -15 (w styczniu, niebywałe!), a to że śnieg głęboki (w styczniu, nie może być!), a to że wiatry, lód i w ogóle zjawiska niespotykane o tej porze roku pod żadną szerokością i długością i głębokością też. Aż strach pomyśleć, co to będzie, jak się w lipcu upał 25 stopni zrobi...

W Łodzi też śmisznie. Kropka odwołali, kto go teraz przygarnie? A El Presidente stwierdził, że to sukces Kropka jest, to odwołanie, bo większość na referendum nie poszła, a przecież skoro nie poszła, to chciała zagłosować przeciw odwołaniu, logiczne i jedynie słuszne. Ja nie wiem, gdzie Kaczy Dziób made in Poland brał lekcje logiki, ale chętnie kupię trochę stuffu od jego nauczyciela.

Tydzień poprzedni też do smutnych nie należał. Najpierw trochę pozapieprzaliśmy, bo trza było restaurację na obiad weselny przygotować. Rodzice pozapieprzali razem z nami, więc kolejny raz się udało. Już podczas ślubnej ceremonii Żona ma przeukochana postanowiła rozładować trochę podniosłą atmosferę, parskając śmiechem po słowach o konieczności pożycia małżeńskiego mówiących (a owa konieczność wygląda tak:)

Grzeczny obiad weselny przerodził się w całkiem huczną imprezę, ze spaniem na krzesłach, małą awanturką oraz majtkami na głowach włącznie. Krótko pisząc: dobrze było :-)
Koty po tem wszystkiem stęsknione wielce, Foch oderwać się od małżonki mej nie może i chętnie ląduje już to w ramionach, już to na nich, już to w szponach Małgosi, co wygląda mniej więcej tak:


Zapieprzony tydzień skutkuje wieloma niespodziankami, choćby brakiem czystych skarpetek do pary - Pawliccy mieli niezły ubaw. My zresztą też, bo wcześniej wyprali kota, który, obrażony na cały świat, próbował przez pół wieczoru usiąść tak, żeby nie siadać i broń borze[*] nie narazić się na zetknięcie ze swoim mokrym futrem. Patrzył przy tym z wyrzutem na całą rasę ludzką (a przynajmniej jej przedstawicieli znajdujących się w polu widzenia), że taką krzywdę mu człowiek wyrządził, że człowiek kotu wilkiem i los taki mu zgotował, a jeszcze potem żarty sobie stroi.

[*] dębowy na ten przykład

Co tu dużo mówić, wesoło było. I dalej będzie, bo za tydzień wizyta u pani dochtór od dziecioka i może nawet uda się ustalić, czy jest ptaszek, czy też go nie ma. No chyba, że się dzieciok na nas wypnie... No i pierwszy raz będę obecny przy badaniu i na żywo sobie fasolkę pooglądam. Już jako mąż mojej żony, ha!

I tak sobie myślę, że wcześniej tylko [mode=pompatycznie] wisienkę z tortu życia zjadałem [/mode]. A teraz cały tort tymi ręcami wpieprzam i nie boję się, że czasem słono, a czasem i gorzko będzie. Bo jak bez tego słodycz docenić, hę?

2 komentarze:

  1. Ładne zakończenie. Na prawdę ładne !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Buhu... Widzisz kochanie jaką jestem tragiczną gospodynią, Pawlicka to nawet kota ma wypranego a u nas skarpetek to pary nie uświadczysz...

    Obiecuje poprwę - Żona

    OdpowiedzUsuń

Parę słów na temat krów: