czwartek, 22 lipca 2010

Baba z brzucha, mamie lżej

Nie ma co ukrywać - zmieniło się troszeczkę.
Tak mniej więcej o 3,2 kg i 57 cm. Albo o cały świat. Przecież to właściwie to samo.
Było troszkę niespodzianek, było dużo bólu i poświęcenia, był i radosny finał. I od poniedziałku, od 10:30 pojawiła się na świecie istota, za którą wzięliśmy odpowiedzialność do końca życia. I która do końca życia będzie nas bezwarunkowo kochać, chyba że coś strasznie spierdolimy.



Spora to odpowiedzialność, choć istota jeszcze mała. Na pierwszy rzut oka całkiem podobna do człowieka, nawet udaje nam się (z lekkim oka przymrużeniem) znaleźć pewne podobieństwa do dumnych rodziców, czyli nas, choćby te paluszki takie "moje":


Ale przez większość czasu to jednak Obcy, który kompletnie demoluje nasze życie i poglądy na człowieczeństwo ;-)
Trochę przy tym śmiechu, trochę łez też, trochę zaskoczenia i dużo, dużo miłości. A to uczucie, kiedy trzyma się taką kruszynkę w ramionach... Niekwestionowany "number one" wśród odczuć (przy okazji: orgazm właśnie wypadł poza podium ;-]).