wtorek, 29 grudnia 2009

Fizolo... filizo... fozilo... przemyślenia będą!

Naiwny jestem.
Czytam sobie różne takie. Blogi, wypociny pseudointelektualnych, pseudowyzwolonych pseudokobiet i pseudomężczyzn.
Dziś przeczytałem, że nie można bez zdrady. Ba, wręcz nie wolno. Bo bez zdrady to nuda, bo bez zdrady to obciach, bo każdy wszędzie zdradza i to dobrze, bo czasy takie, a wódka droga. Bo w 2-3 lata miłość się wypala, a potem już tylko monotonia. Bo jak tu się kochać, kiedy piniądze, dzieci i brudne pieluchy, codzienność i szary świt.
Widno dla niektórych miłość to zakochanie. Potrwa tydzień, miesiąc, rok, a potem następny, następna, bo nowe, fajne i w ogóle. Łatwo tak i całkiem prosto oraz słusznie - po co się nudzić, męczyć, po co tworzyć, skoro można przeżywać? "Ale ten czas zapierdala" powiedział pijak, patrząc na wentylator.
Wystarczy mi, że płynie, tak normalnie, swoim tempem, sekunda w sekundę. Nie spieszy mi się aż tak bardzo, mogę poczekać, choć cierpliwości we mnie niewiele. Poczekać na te nudne chwile, na ten dom własny, na te dziecięce pieluchy, na te Święta wspólne, na smutki i kłótnie też. Święta notabene piękne latoś były, nie pamiętam tak pięknych, choć zwykłe, choć nie Seszele, tylko rodzinnie, tak spokojnie, nudno.
A rano w Wigilię były placki z jabłkiem, o takie:

Bardzo świątecznie się zrobiło, domowo jakoś tak, miłośnie.

Z innej beczki - w Art dzisiaj byliśmy. W nowym, lepszym (jak to kiedyś w reklamach stało) Art - ładnie tam i miło. Klub pełną gębą, a i gęby Agi i Marcina uśmiechnięte jakby, dobrze popatrzeć. Kawa obowiązkowa, opowieści różnej treści, z najlepszą o golasku na podwórku włącznie :-)

A we wtorek u pani dochtór. Dzieciok ma już ponad 4 cm (teraz już pewnie ponad 5) i wygląda jak obcy. Zdjęcie dam, jak aparatem zeskanuję. W każdym razie ma dwie ręce, dwie nogi (nie da się ukryć - wreszcie zrobiliśmy coś, co je ma) oraz głowę w klasycznym kształcie aliena, z wielkimi oczodołami. Wykapany tatuś :-P

Rodzinka obraża się nieco o zaproszenia na ślub. Bo ten dostał wcześniej, a tu jeszcze nie dzwoniliśmy, może nie chcemy zaprosić, to my nie przyjdziemy, to ja nie wiem, czy czas będzie, tak późno zawiadamiacie! A idźta w cholerę, ślub jest dla nas, przyjdzie, kto będzie miał ochotę cieszyć się razem z nami. W końcu jest jeszcze kupa czasu do 16 stycznia :-P

I tym optymistycznym kończę i do swojego szczęścia idę się przytulić, o poduszkę powalczyć. Dobranoc, a jakbyśmy się nie czytali, to szczęśliwego 2010-go!

wtorek, 15 grudnia 2009

Choinka!

Dawno jakoś nic nie pisałem. Brak weny, brak chęci, brak czasu, ale nadrabiam niniejszym.

Najsampierw troszkę pomarudzę na urzędników i im podobne kreatury. Wiadomo nie od dziś, że dziwny ten gatunek stworzony został tylko i jedynie po to, by za pieniądze podatników nie robić nic (wersja optymistyczna) lub pieprzyć w sensie całkowicie aseksualnym wszystko, co się da. Dotyka mnie to od jakiegoś czasu (dla niewtajemniczonych: usiłuję już długo-długo uruchomić restaurację ciasną, ale własną), dziś dotknęło mnie po raz kolejny. W szczegóły nie będę się wdawał, powiem wam tylko kochane urzedasy: a ch.. wam w d..ę! Ja tu na deszczu, wilki jakieś... ale ja i tak dam radę, a jak się któryś z was u mnie pojawi, to osobiście dodam specjalną wkładkę do dania :-P

I tyle marudzenia. Poza tym wszystko postępowo, ciąża ciąży, Gosia śpi lub Ją mdli, czyli prawidłowo jest. Co nie znaczy, że Jej lekko, objawy ma wszystkie upierdliwe, wyrazy współczucia przesyłam nie tylko drogą ową. Tak, czy inaczej, potomek się rozwija i już nawet brzuszek mojego Szczęścia zaokrąglił się, coby nie mówić, wielce apetycznie :-)
Moje Słońce naprawdę kofana jest. Nie śpi w nocy, więc poranki witają mnie śniadaniem do łóżka i kawką. Nie da się ukryć, że widok półnagiej bogini serwującej rożnorakie pyszności o godzinie 9 lub 10 rano jest tym, co Michały lubią najbardziej :-)

A w ubiegły weekend doszło do spotkania na szczycie, czyli teściowie kontra świekrowie[*] cz. I, czyli When daddy met daddy and mommy met mommy. Było niezwykle sympatycznie, wylewnie i polewnie po stronie tatusiów, czyli dziadków in spe i rozmownie und elegancko po stronie babć in spe. A w oku cyklonu, z przerażeniem w oku, mając na wszystko oko siedzieli rodzice in spe, czyli my. Tradycyjne, maksimum 2-godzinne spotkanie trwało godzin pięć i zakończyło się obietnicą rewanżu (czyli będzie sequel) oraz misiem w wykonaniu dziadków in spe, przy czym ze względu na pokaźne mięśnie piwne, ledwie im rąk do obejmowania wystarczyło ;-)

[*] pojęcia nie mam, które jest które...


Nasze koty wciąż to zdrowe, to chore, co nie przeszkadza im broić, a już na pewno w żaden sposób nie utrudnia zajmowania strategicznych pozycji w mieszkaniu. I tak na przykład poranna sesja komputerowa zaczyna się od zgonienia kotów, zgodnie wylegujących się na moim prezesowskim fotelu, o tak:

Poza tym Foch upodobał sobie następujące miejsca: wanna (w pozycjach różnych, głównie chodzącej), umywalka (w pozycji leżącej, wpatrując się w kąpiącego się), zasłona (w pozycji wiszącej). Frida natomiast coraz częściej się do nas przymila, co wynika z prostego faktu, że coraz częściej jest głodna. I jak tu ich nie fochać?

Acha, kupiliśmy choinkę.