wtorek, 15 grudnia 2009

Choinka!

Dawno jakoś nic nie pisałem. Brak weny, brak chęci, brak czasu, ale nadrabiam niniejszym.

Najsampierw troszkę pomarudzę na urzędników i im podobne kreatury. Wiadomo nie od dziś, że dziwny ten gatunek stworzony został tylko i jedynie po to, by za pieniądze podatników nie robić nic (wersja optymistyczna) lub pieprzyć w sensie całkowicie aseksualnym wszystko, co się da. Dotyka mnie to od jakiegoś czasu (dla niewtajemniczonych: usiłuję już długo-długo uruchomić restaurację ciasną, ale własną), dziś dotknęło mnie po raz kolejny. W szczegóły nie będę się wdawał, powiem wam tylko kochane urzedasy: a ch.. wam w d..ę! Ja tu na deszczu, wilki jakieś... ale ja i tak dam radę, a jak się któryś z was u mnie pojawi, to osobiście dodam specjalną wkładkę do dania :-P

I tyle marudzenia. Poza tym wszystko postępowo, ciąża ciąży, Gosia śpi lub Ją mdli, czyli prawidłowo jest. Co nie znaczy, że Jej lekko, objawy ma wszystkie upierdliwe, wyrazy współczucia przesyłam nie tylko drogą ową. Tak, czy inaczej, potomek się rozwija i już nawet brzuszek mojego Szczęścia zaokrąglił się, coby nie mówić, wielce apetycznie :-)
Moje Słońce naprawdę kofana jest. Nie śpi w nocy, więc poranki witają mnie śniadaniem do łóżka i kawką. Nie da się ukryć, że widok półnagiej bogini serwującej rożnorakie pyszności o godzinie 9 lub 10 rano jest tym, co Michały lubią najbardziej :-)

A w ubiegły weekend doszło do spotkania na szczycie, czyli teściowie kontra świekrowie[*] cz. I, czyli When daddy met daddy and mommy met mommy. Było niezwykle sympatycznie, wylewnie i polewnie po stronie tatusiów, czyli dziadków in spe i rozmownie und elegancko po stronie babć in spe. A w oku cyklonu, z przerażeniem w oku, mając na wszystko oko siedzieli rodzice in spe, czyli my. Tradycyjne, maksimum 2-godzinne spotkanie trwało godzin pięć i zakończyło się obietnicą rewanżu (czyli będzie sequel) oraz misiem w wykonaniu dziadków in spe, przy czym ze względu na pokaźne mięśnie piwne, ledwie im rąk do obejmowania wystarczyło ;-)

[*] pojęcia nie mam, które jest które...


Nasze koty wciąż to zdrowe, to chore, co nie przeszkadza im broić, a już na pewno w żaden sposób nie utrudnia zajmowania strategicznych pozycji w mieszkaniu. I tak na przykład poranna sesja komputerowa zaczyna się od zgonienia kotów, zgodnie wylegujących się na moim prezesowskim fotelu, o tak:

Poza tym Foch upodobał sobie następujące miejsca: wanna (w pozycjach różnych, głównie chodzącej), umywalka (w pozycji leżącej, wpatrując się w kąpiącego się), zasłona (w pozycji wiszącej). Frida natomiast coraz częściej się do nas przymila, co wynika z prostego faktu, że coraz częściej jest głodna. I jak tu ich nie fochać?

Acha, kupiliśmy choinkę.

1 komentarz:

  1. Michale, optymizm to jest to, czego nam wszystkim potrzeba, więc tego najszczerzej Ci życzę w dzisiejszym wigilijnym dniu. Trzymam kciuki za Twój interes, hahaha - knajpiany i rosnące brzucho Twej MałejGosi z bobaskiem w środku. Bawcie się grzecznie w sylwestrowym śniegu, a wznosząc kielich szampana o północy łyknij proszę kropelkę tego złocistego płynu za zdrowie marudnej baby. Buziaki Michale :-*

    OdpowiedzUsuń

Parę słów na temat krów: